Anna Kozak
Ur. 1927
Poza domem: 7 lat, 3 miesiące
Przebyte: 25 000 km
Kresy > obw. swierdłowski > Persja > Pakistan > Afryka
Wróciła do Polski 19 sierpnia 1947
Razem z nią deportowani zostali: matka Kazimiera
O rodzinie państwa Korzeniowskich – też z naszego transportu i lesopunktu w tajdze (…) wyszła książka Melchiora Wańkowicza „Dzieje rodziny Korzeniowskich”. Są to także moje dzieje.
Deportacja
Deportacja nastąpiła 29 czerwca 1940 ze Lwowa. Po 2-tygodniowej podróży w zamkniętych wagonach wyładowano nas za Uralem na maleńkim przystanku wśród tajgi o nazwie Afanasjewskij Rozjazd – Swierdłowskaja Obłast. Stamtąd przez całą noc szliśmy pieszo leśną drogą obładowani walizami, podczas gdy rzeczy większe, toboły załadowano na fury. Nad ranem przybyliśmy na „machamczeskoj [?] lesopunkt 59”. Była to niezbyt wielka przestrzeń, wyrąbana wśród tajgi, na której mieściły się 2 baraki i kilka rosyjskich domków. Przybyło nas 300 osób, większa część została umieszczona w barakach, reszta, m.in. my obie w domkach drewnianych, w których ściany i podłoga dosłownie ruszały się od karaluchów i pluskiew.(…) Mama pracowała z początku na terenie posiołka przy obsłudze miejscowej bani, czyli łaźni, co polegało na noszeniu wody z rzeki do olbrzymich kadzi – wodę nosiłyśmy od rana do południa. (…) Potem przeniesiono nas także do nowo wybudowanych baraków, a mama pracowała w lesie.
Po wybuchu wojny rosyjsko-niemieckiej ogłoszono 12-godzinny dzień pracy, skasowano niedziele jako dzień wolny od pracy dla wszystkich, a wprowadzono tzw. „wychodnoj” – dzień wolny od pracy co 10 dni, ale nie dla wszystkich w ten sam dzień. Chodziło o to, by praca trwała nieprzerwanie. W miesiącach letnich wszyscy przy spławie drewna rzeką, co było bardzo ciężkie i niebezpieczne.
Obwód swierdłowski
Na posiołku zmarła pani Witkowska Zofia albo Maria, lat około 60, samotna. (…) Jej pogrzeb był manifestacją. Wszyscy katolicy odprowadzili jej ciało w uroczystym pochodzie przy śpiewie pieśni i głośnych wspólnych modlitw na skraj tajgi, gdzie została pochowana. Oprócz tej pani umarł tam jeszcze pan Ratner – Żyd, milioner z Łodzi (…) miał rodzinę, żonę i córkę 16-letnią Alę. Były jeszcze dwie starsze, samotne panie w wieku około 60 lat: pani Jakubowska Halina z Warszawy, profesorka muzyki, zaproponowano jej dom starców, tam odjechała – od tej pory ślad po niej zaginął; druga pani Żółtowska Maria albo Zofia (...)
Po amnestii, która dotarła do nas 31 sierpnia 1941, mogliśmy sobie wybrać miejsce pobytu, ale tylko na terenie Rosji Azjatyckiej. Grupa 60-osobowa katolików, bo w większości na posiołku byli Żydzi – wybrała małe miasto Pierwouralsk w tej obłasti swierdłowkiej ze względu na lepszą pracę w fabryce zapałek. Dano nam duży wagon towarowy z 2 piętrowymi pryczami i małym żelaznym piecykiem. W Pierwouralsku nie przyjęto nas. NKWD doczepiło nasz wagon do innego olbrzymiego eszelonu polskiego (chyba 30 jak nie więcej wagonów) i skierowano na południe.
Republika Karakałpacka
Po przeszło 2-miesięcznej podróży wyładowano nas nad Amu-Darią. Po tygodniowej jeździe ogromną barką wzdłuż tej rzeki w kierunku północnym zawieziono nas do okolicznych kołchozów. (…) Pracowałyśmy obie przy zbiorze bawełny. Norma wynosiła 18 kg na osobę, a my dwie przez cały dzień zdołałyśmy nazbierać 16 kg.
Po 3 tygodniach wszystkich Polaków z tamtego rejonu zabrano w nocy (…) znowu załadowano nas na barki i powieziono w kierunku południowym. (…) Obie z mamą znalazłyśmy się w kołchozie „komunizm”. W tym samym kołchozie były jeszcze 2 polskie rodziny, z którymi mieszkałyśmy w 2-izbowej lepiance. Praca polegała na kopaniu i przenoszeniu ziemi na tak zwanych nosidłach i zbieraniu z pola łodyg bawełny i układaniu w wiązki. Był to jedyny opał, gdyż drzew tam prawie nie ma. Zapłata za prace wynosiła 300 g ziarna prosa zanieczyszczonego tak, że po zmieleniu były to 2 łyżki mąki na zrobienie zupy. Potem zabrakło i tego ziarna. Dano nam kartki na 300 g chleba, po który trzeba było iść kilka kilometrów do magazynu stojącego wśród pól. Tam, stojąc w kolejce, spotykali się Polacy z okolicznych kołchozów i przekazywali sobie wieści o narastającym głodzie, o pierwszych zachorowaniach na tyfus, o pierwszych wypadkach śmierci z głodu, a także o tym, że w mieście rejonowym Karakul urzęduje polski delegat.
Chleb, który dawano, był gliniasty i bardzo ciężki, tak że racja 300 g była bardzo maleńka. Potem i chleba zabrakło. Przestaliśmy pracować. Jedliśmy liście lucerny, zbierano na polu i kradziony makuch (paszę dla bydła, robioną z wytłoczyn nasion bawełny).
Któregoś dnia w marcu wybrałyśmy się z mamą do Karakulu, odległego od nas 16 km. Odszukałyśmy polską Delegaturę. Delegat dał nam kilka rubli i obiecał możliwość wyjazdu do Buchary, gdzie mama miała zorganizować ochronkę dla dzieci polskich.
1 kwietnia 1942 opuściłyśmy kołchoz wraz z panią Wołoszyńską, jej córką i siostrą. Pan Wołoszyński i syn Czesław w połowie lutego 1942 zostali zwerbowani do wojska gen. Andersa i oni zatroszczyli się, by wyciągnąć resztę rodziny z kołchozu i umieścić przy oddziałach wojskowych w Kermine.
Po bardzo trudnej podróży, obozowaniu pod gołym niebem na stacji kolejowej w Kaganie, w oczekiwaniu na kupno biletu dobiłyśmy szczęśliwie do Buchary 3 kwietnia wieczór, w samo święto Wielkiejnocy, o czym dowiedziałyśmy się dopiero w Delegaturze.
W miarę jak dojechałyśmy do ochronki, 6 km od Buchary, stawało się coraz cieplej. Narastała zaraza tyfusu i czerwonki. W ochronce był okres, że 1-3 dzieci umierało dziennie. W początkach czerwca zachorowała mama. Lekarz-Polak stwierdził tyfus. 14 czerwca odjechała do szpitala, odległego od nas 6 km. Następnego dnia w nocy z 15/16 czerwca zmarła. Gdy 16 czerwca z jedną panią z ochronki wybrałam się do tego szpitala – a sama byłam bardzo słaba (…), dowiedziałam się o śmierci. Ciało w drodze wyjątku przywieziono do Buchary. Pogrzeb odbył się 18 czerwca.
Morze Kaspijskie
Do początku sierpnia przebywałam w Bucharze w ochronce, wraz z którą wyjechałam 2 sierpnia towarowymi wagonami do Krasnowodzka, gdzie po obozowaniu kilkudniowym na zabrudzonym portowym piasku, załadowano nas na okręt, by przez Morze Kaspijskie dojechać do portu Pahlewi w Persji. Opuściłam ZSRR 9 sierpnia 1942. Był to transport wojska gen. Andersa, do którego, tak jak zresztą poprzednio w marcu 1942, dołączono grupę ludności cywilnej, polskiej.
Persja - Pakistan
Z Pahlewi z grupą ochronki Bucharskiej wyjechałam autami do Teheranu, następnie pociągami do Ahwazu, stamtąd okrętem przez Zatokę Perską do Karaczi. Tu musiałam się odłączyć od Bucharskiej ochronki włączonej do „Transportu nr 13” – gdyż przez 6 tygodni przebywałam w szpitalu w Karaczi, podczas gdy nasze polskie transporty obozowały pod namiotami, na piaszczystej pustyni kilkanaście za miastem. Dopiero pod koniec listopada wróciłam do polskiego obozu, gdzie włączono mnie do grupy sierocińca w Transporcie nr 18.
Indie - polskie osiedle Tengeru (Afryka)
Z transportem w początkach grudnia 1942 wyjechałam okrętem do Bombaju, potem przez Ocean Indyjski do Afryki. Lądowanie nastąpiło w Tanganice (obecna Tanzania) w małym porcie Tanga. Było to 19 grudnia 1942. Stamtąd pociągiem dojechaliśmy do małej stacyjki Tengeru, skąd ciężarówkami przewieziono nas do powstającego właśnie wśród wyrąbywanej dżungli Polskiego Osiedla Tengeru, położonego u stóp wygasłego wulkanu, 80 km od Kilimandżaro, 16 km od miasta Arusza.
W tym osiedlu rozpoczęłam naukę od II klasy gimnazjalnej do II licealnej, zdając maturę 25 września i 9 grudnia 1946.
Źródło:
Oprac. na podstawie wspomnień przechowywanych w Archiwum Ośrodka KARTA: sygn. AW/II/2561 Anna Kozak, Wspomnienia